Recenzja filmu

Fair Play (2014)
Andrea Sedláčková
Anna Geislerová
Judit Bárdos

Ostatnia sprawiedliwa

Mocny temat Sedláčkova sprowadza do stereotypowej czeskiej zwyczajności – domowego ciepełka, codziennej rutyny, pogodzenia z losem. W pewnym momencie ma się nawet wrażenie, że walka Anny – jej
"Fair play" wchodzi do polskich kin z dużym opóźnieniem – ponad dwa lata po premierze światowej. Gdyby tak zobaczyć film ciut wcześniej – np. równolegle z olimpiadą w Rio – można by go nawet uznać za rodzaj komentarza do ostatnich afer dopingowych. Akcja toczy się wprawdzie w w komunistycznej Czechosłowacji, gdzie program "wspomagania" sportowców wiązał się z zimnowojennym wyścigiem mocarstw, jednak pewne prawidłowości powtarzają się niezależne od sytuacji politycznej. Decyzja o skorzystaniu z dopingu ma zwykle charakter systemowy, angażuje ludzi z różnych szczebli instytucjonalnej hierarchii, a samego sportowca stawia przed faktem dokonanym – "cudowna" poprawa wyników albo koniec kariery. Spirala kłamstw, która się w wyniku tego nakręca, to temat na mocny thriller, gdzie gra toczy się i o zwycięstwo w zawodach, i o zachowanie twarzy. W "Fair play" nie znajdziemy jednak żadnych mocnych napięć, co najwyżej letnie emocje. To przykład kina o charakterze historyczno-ilustracyjnym: trudny temat ujmujemy poprawnie i na tyle prosto, żeby każdy się połapał. Broń Boże zajrzeć głębiej czy pogadać o niuansach.



Na pierwszy ogień idzie szlachetność: młoda biegaczka Anna wierzy, że dzięki ciężkiej, systematycznej pracy przejdzie eliminacje na letnie igrzyska olimpijskie w Los Angeles. Zakwalifikowana do rządowego programu sportowego najpierw przyjmuje wszystko, co podsuwają jej trener i lekarz, a kiedy odkrywa, że chodzi o doping, zaczyna się buntować. Na drugim biegunie są ci, którzy albo chcą dla Anny lepszego życia, albo zwyczajnie boją się o własne tyłki: matka, dawna opozycjonistka, widzi w wyjeździe na olimpiadę szansę na ucieczkę na Zachód. Jednocześnie wikła się we współpracę z dawnym znajomym – opozycyjnym pisarzem – co sprowadza na rodzinę czujne spojrzenie bezpieki. Trener dziewczyny boi się z kolei podskoczyć partyjnym, a partyjni próbują udowodnić, że blok wschodni produkuje największe gwiazdy sportu. W narodzie ginie duch zdrowej rywalizacji, a Anna wchodzi w rolę ostatniego bastionu uczciwości. 

Lubię nazywać takie filmy "mechanicznymi", bo na pierwszy rzut oka wszystko działa tutaj jak w szwajcarskim zegarku. Jest na temat, opowieść się nie dłuży, pojawia się miłość i nienawiść, osobiste dramaty, miłe dla oka rekwizyty z przeszłości. Ale już kilkanaście minut po seansie – równie mechanicznie – film zaczyna znikać: postaci, historia, przedmioty, wszystko wyparowuje z pamięci. Nie ma ani jednego punktu – żadnego odstępstwa, tajemnicy – którego można by się pochwycić i podryfować z bohaterami w nieznane, przeżyć jakieś autentyczne emocje. Jest za to pokaz slajdów na imieninach u cioci – emerytowanej sportsmenki – czyli wszystko to, czego spodziewamy się po dobrze odrobionym zadaniu domowym: "Afera dopingowa: geneza, rozwój, skutki". 

 

Sedláčkovej raczej nie chce się rywalizować o widza stopniowaniem napięcia i oryginalną wizją. Jeśli idzie o kategorię "filmy o komunie", ma się wrażenie, że "Fair play" traktuje system dość pobłażliwie i nadaje mu twarz pociesznego niezdary z łysiną. Nie tego oczekujemy po tzw. kinie sportowym, gdzie dodatkowo głównymi antagonistami są funkcjonariusze partii komunistycznej. Trudno poczuć grozę, zrozumieć, dlaczego – jak powtarzają co rusz bohaterowie – nie da się w takiej Czechosłowacji żyć i trzeba ratować się ucieczką. Przecież na ekranie wszystko jest takie kolorowe i przytulne, w knajpach grają długowłosi rockowi bardowie, a opozycjoniści to przystojniacy o rozmarzonych spojrzeniach. Wyjątkowo nieprzekonujące są sceny przesłuchań matki Anny przez czechosłowackich esbeków. Szantażują, że jeśli nie podpisze deklaracji współpracy, zniszczą karierę córki – ci grubawi, źle ubrani urzędnicy. Wąsaci przeciętniacy. Może i zagrażają swobodzie, może tłumią wolność słowa – ale czy mogą stać się zagrożeniem dla cielesnej integralności bohaterów? Jednak wątpimy.  

Nie twierdzę, że taka wizja systemu nie jest zgodna z historycznymi realiami. Przeciętność zawsze jest najbliżej prawdy. Nie sprawdza się po prostu w przyjętej przez reżyserkę konwencji. Mocny temat Sedláčkova sprowadza do stereotypowej czeskiej zwyczajności – domowego ciepełka, codziennej rutyny, pogodzenia z losem. W pewnym momencie ma się nawet wrażenie, że walka Anny – jej upór, żeby wbrew wszystkiemu pozostać ostatnią sprawiedliwą – to w rzeczywistości bój o te wyobrażone, zawsze peryferyjne Czechy: gdzie nam tam mierzyć do jakiegoś Zachodu. Lepiej pozostać porządnym. Podpisuję się pod tym rękami i nogami, tylko że w tym przypadku temat jest światowy i wymaga światowego poziomu. Uniwersalnej formy – inaczej pozostanie jedynie lokalną ciekawostką. "Fair play" niestety pławi się w swojej przeciętności i na metę dobiega na środkowej pozycji. Za słaby na podium, ale za dobry na dyskwalifikację. Zbyt uczciwy na przełamanie schematów. Może doping wyszedłby jednak Czechom na dobre?      
1 10
Moja ocena:
5
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones